Trzymasz się zaleceń żywieniowych, czekasz na wymarzony efekt, a tu waga i centymetry ani drgną?
Demotywujące… ale zanim stwierdzisz: „to nie dla mnie”, „na mnie żadna dieta nie działa”, „nigdy nie schudnę” przyjrzyj się bliżej potencjalnym przyczynom, które za chwilkę wymienię.
Być może nie zwracasz uwagi na płynne kalorie. Kawa latte w przerwie w pracy, szklanki soku pomarańczowego do posiłków, czy zimowa herbatka z syropem malinowym i miodem w chłodny wieczór to też kalorie. Kalorie, które w NADMIARZE, spożywane CZĘSTO, mogą Cię wyprowadzić z deficytu kalorycznego, który jest odpowiedzialny za redukcję tkanki tłuszczowej.
Podjadanie… „Zjem dwie garści orzechów – bo zdrowe”, ale czy wiesz, że to już około 200-300 dodatkowych kalorii. Przy niskim deficycie kalorycznym, dodatkowe 200-300 kalorii każdego dnia, może już narobić troszkę „bałaganu”.
Zbyt często robisz odstępstwa od planu żywienia. Im więcej odstępstw, tym większe prawdopodobieństwo, że w perspektywie tygodnia, nie uda się utrzymać deficytu kalorycznego.
Niedokładnie odmierzasz porcje produktów. Nie mówię tu oczywiście o dokładności co do grama, ale… 20 g oliwy z oliwek zamiast 10 g + 30 g słonecznika zamiast 15 g w perspektywie kilku dni może zrobić sporą różnicę.
Twój stan zdrowia nie jest tak dobry jak Ci się wydaje. Czasem nieleczone choroby, o których nie wiemy, takie jak cukrzyca, insulinooporność czy niedoczynność tarczycy, potrafią sporo namieszać.
Nie jesteś cierpliwy. Oczekujesz efektów w dwa tygodnie, a w miesiąc to najlepiej już jakby było 10 kg na minusie. Spokojnie! Jedni chudną szybciej inni wolniej, ale daj sobie szanse i bądź cierpliwy.
Jeśli żadna z powyższych potencjalnych przyczyn nie pasuje do Ciebie, to jedno jest pewne – nie jesteś w deficycie, który jest konieczny i niezbędny do redukcji tkanki tłuszczowej.
Po prostu – musisz spożywać mniej kalorii lub zwiększyć swój wydatek energetyczny poprzez aktywność fizyczną. Wtedy efekty prędzej czy później się pojawią.